piątek, 23 grudnia 2016

I od razu lżej na sercu.

Temat tego postu to jednocześnie tytuł artykułu w najnowszym "Tygodniku Człuchowskim", który to pozwolę tu sobie zamieścić (najwyżej naczelna mnie zamorduje :)). Bardzo spodobała mi się ta historia. Może warto by częściej wprowadzać taką tradycję w życie :) Poczytajcie:

I od razu lżej na sercu.

Marek Witiw z Człuchowa to zapalony wędkarz. Na wigilijnym stole w jego domu nie lądują jednak złowione przez niego karpie. Przeciwnie – od kilku lat sam kupuje jedną żywą rybę tylko po to, żeby wypuścić ją do jeziora.

Ten karp miał szczęście. Najpierw był buziak...
Jeszcze kilka lat temu tradycją było, że podczas świątecznej kolacji bliscy pana Marka i on sam zajadali się karpiami, które członek człuchowskiego koła Polskiego Związku Wędkarskiego sam złowił. Potem się to zmieniło. - Do mnie należał też przykry obowiązek zabicia karpia pływającego w wannie. Gdy zrobiłem to po raz ostatni, było mi go strasznie żal. Wtedy postanowiłem, że więcej już tak nie będzie – wyjaśnia dziś pan Marek. Od sześciu lat człuchowianin kupuje gotowe filety. - Wcześniej bywało tak, że prosto z wanny zabity karp lądował na patelni, a prosto z patelni na stole. Wówczas smakował najlepiej. Filety nie smakują aż tak dobrze, ale mają smak ryby i to mi wystarczy. Przynajmniej jest mi lżej na sercu gdy siadam do wigilijnej kolacji – dodaje.
Na liście przedświątecznych zakupów u Marka Witiwa jest jednak również żywy karp. W tym roku kupił w jednym z marketów dwukilogramowy okaz. Prosto ze sklepu pojechał z nim nad Jezioro Łazienkowskie w Człuchowie. Tam dał mu buziaka i wypuścił do wody. Karp momentalnie odpłynął.

... a potem wolność.
- Robię to, bo świąteczna atmosfera sprzyja robieniu dobrych uczynków – wyjaśnia. - Nie mam już sumienia zabijać karpi przed świętami tylko po to, żeby potem je zjeść – dodaje. W drodze ze sklepu spotkał też kolegę wędkarza, któremu pokazał kupioną rybę. - Powiedziałem mu, że jeśli go złowi, to niech da mu buzi i wypuści. Łatwo będzie rozpoznać ten okaz, ponieważ ma charakterystyczną przerwę na płetwie grzbietowej – zauważa pan Marek.
tekst i fot. Wojciech Piepiorka

A co do mnie, to miałem przyjemność dorysować do tego krótkie "Z przymrużeniem oka", hehe:


Inne takie w TUTAJ, w moim osobistym dziale :p

Brak komentarzy: